sobota, 4 kwietnia 2015

Ważne

Hej wszystkim :)

Ponieważ pod moim ostatnim rozdziałem był jeden komentarz (mojej kochanej Justysi x) i około 40 wyświetleń,  postanowiłam, że nie dodam rozdziału, dopóki nie pojawi się pod nim min. 5 komentarzy. Wiem, to trochę dziecinne, ale to naprawdę niemiłe uczucie, kiedy pod innymi rozdziałami jest średnio jakieś 10 komentarzy, a tu... tylko jeden. Uważam więc, że decyzja jest słuszna i będę miała przynajmniej czas, na stworzenie dobrego rozdziału ;)
Więc do zobaczenia za co najmniej 5 komentarzy :)
Ahh...! Zapomniałabym!

Z okazji jutrzejszych świąt Wielkiej Nocy, chciałabym życzyć Wam wszystkim, każdemu z osobna, najsmaczniejszego jajka w historii świąt Wielkanocnych, mokrego Śmingusa Dyngusa i wszystkiego, czego sobie zapragniecie, bo jesteście tego warci.


xoxo,
Lost in dreams 

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 10 część 1 "A kim takim jesteście?"

-I co? Już Ci lepiej?- spytała Blair Maggie. Crought siedziała na swoim łóżku, a Maggie przy toaletce, czesząc włosy. Sydney była w toalecie.
-Tak, już jest dobrze.
-To fajnie. Ej, emm...
-No?-spytała Blest, odwracając się do koleżanki.
-Wczoraj widziałam, jak Toby wychodził z naszego pokoju. Czego tu szukał?-zadała pytanie, krzyżując nogi na łóżku.
-Przyszedł pogadać.
-To wszystko?
-Tak, dlaczego sądzisz, że miałby tu robić coś więcej?
-Naprawdę, nie zauważyłaś, jak Toby na ciebie patrzy?
-No jak niby? Normalnie.
-Jeśli patrzenie na kogoś, jak na 8. Cud Świata jest normalne, to ja jestem święta.
-Już nie przesadzaj!-zdenerwowała się Maggie. To niemożliwe, żeby on tak na mnie patrzył.-dziewczyna próbowała wszystko zrozumieć.

-Oj, uwierz mi- nie przesadzam.
-Dobra, daj już spokój.
-Z czym daj spokój?-do pokoju weszła Sydney, ubrana w mundurek szkolny.

-Blair uważa, że Toby coś do mnie czuje.-powiedziała wnerwiona Blest.
-No i ma racje.-parsknęła Mealt, a Crought podniosła ręce, jakby chciała powiedzieć 'Halleluja!'.
-Dobra, mam dosyć. Idę się umyć, do zobaczenia na śniadaniu.- i wyszła z pokoju.
-Kiedy ona zrozumie, że Toby ją kocha?-Blair spytała Sydney.
-Uwierz mi, nie mam pojęcia.

-Hej Pat.-powiedziała uśmiechnięta Kate, widząc wchodzącą do jadalni przyjaciółkę.-Wyspana?
-Cóż, może być. A ty co taka uśmiechnięta od rana?
-Zawsze z rana mam dobry humor.
-Dobra. Słuchaj... pójdziemy razem do szkoły? Musiałybyśmy porozmawiać.
-Coś się stało?
-Nie, nie!-zaprzeczyła szybko.-Po prostu chcę pogadać.
-Aha... No dobra.
-To fajnie.-odpowiedziała Patricia i usiadła obok Eddie'go.
-Dobry.-dała mu buziaka w policzek, a on ją objął.-Śpiący?
-Nie, dlaczego?
-Po prostu zawsze chce ci się rano spać.
-Widzisz, mała zmiana. Raczej na lepsze, prawda?
-Taa, mhm.
-Że niby nie?
-Człowieku, a czy ja coś powiedziałam? Rany, z tobą, to jak z babą.-powiedziała rozbawiona Williamson, a Eddie odburknął coś, co brzmiało jak: "Spójrz na siebie."

-Coś mówiłeś?-spytała jego dziewczyna, cały czas się śmiejąc.
-Nie, nieee.
-To dobrze.-odpowiedziała, po czym zabrała się za jedzenie tostów.
Kate patrzyła się na nich rozbawiona, a po chwili zaczęła się głośno śmiać.

-A tobie co?-spytał Jake, wchodząc do jadalni.
-Po prostu...-dziewczyna nie mogła przestać się śmiać.
-Może się uspokujesz, a później mi powiesz?-zadał pytanie White, a Blest pokiwała twierdząco głową, po czym zaczerpnęła głęboko powietrza i zaczęła mówić:
-Bo Pat i Eddie zaczęli się kłócić i... po prostu... ich twarze...-znów zaczęła się śmiać.-No nie mogę!
-Dobra, ogarnąłem, o co chodzi.-chłopak przewrócił oczami i zabrał się za jedzenie.
-Idziemy?-zapytała Patricia, wstając z krzesła i spoglądając na Kate, która kończyła tosta.
-Już chcesz iść? Przecież mamy jeszcze sporo czasu!
-Tak, ale zapomniałaś chyba, że miałyśmy porozmawiać.-powiedziała, widząc dziwne spojrzenie Jake'a.
-No tak, zapomniałam. Więc chodźmy.-wzięła naleśnika i poszła za Williamson.-To... o czym chciałaś 
porozmawiać?
-Emmm... więc, widzisz...
-No wykrztuś to z siebie!

-Wierzysz w mitologicznych Bogów Egipskich i inne takie?
-No... hmm... nie?
-To musisz zacząć, bo oni istnieją naprawdę i jesteś zmuszona nam pomóc.-powiedziała Patricia na jednym wydechu.
-T-to m-mama miała rację?
-Tak, wiem, to może ci się wydawać... Czekaj. Zaraz. Wróć. Co?! Jak to 'mama miała rację'?!
-No... bo...-Kate nie wiedziała, czy może powiedzieć Patricii sekret jej i mamy.
-Po prostu to powiedz.
-Kilka dni przed śmiercią mama ostrzegła mnie, że gdy wyjadę do Domu Anubisa, lub jakiegoś innego Domu, to będę mogła być w niebezpieczeństwie, tak samo jak ona. A potem zaginęła. A dzień później ją znaleźli. Martwą. Przed jakąś biblioteką, w której można było znaleźć wszystko na temat wszelkich religii. Potem szukałam tam czegoś, co mogłoby być związane oz jej śmiercią. Ale nic nie znalazłam. W sumie, to nie wiedziałam nawet dokładnie, czego szukam, po prostu musiałam się czymś zająć. Mama wiedziała, że będzie miała umrzeć. Powiedziała mi to kiedyś, jak byłam bardzo mała. Myślała wtedy, że śpię. Nigdy nie zapomnę jej słów- "Za kilka lat zginę. Jak sobie beze mnie poradzicie?". Nie chciałam jej zawieść, a że byłam najstarsza, robiłam wszystko, żeby była ze mnie dumna. Wiem, że była. Czuję to.
-Czyli, że wiedziałaś o wszystkim?- Po tych informacjach, Patricia powili dochodziła do siebie.
-'Wszystkim', czyli?
-Że istnieją Bogowie Egipscy, i w ogóle...
-Nie do końca. Mama powiedziała tylko, że na świecie wciąż istnieją potężne, mitologiczne postacie i są gotowe nas zabić tylko po to, żeby panować nad całym światem.
-'Nas', w sensie ludzi?
-Nie. 'Nas', w sensie moją babcię, mamę i mnie. I moje najstarsze dziecko, jeśli będę je miała.
-A kim takim jesteście?
-Nie pamiętam dokładnie... Potomkami Anubisa? Jakoś tak.- powiedziała Kate, tym samym wprawiając Patricię w zdumienie. 



~*~*~*~*~*~*~*~

 Czekam na hejty! :)
 Wiem, minęło ponad pół roku. Nie jestem z siebie dumna. Mam ochotę na siebie wrzeszczeć.
 Miałam zamiar dodać ten rozdział w ferie. Na szczęście, czy też nieszczęście, jestem chora, siedzę w domu i postanowiłam wreszcie dopisać zakończenie rozdziału. Oczywiście, jak to ja, musiałam napisać tak, że:
 1) Jest jedna, wielka porażka, bo nie mam talentu.
 2) Zakończyłam niedopowiedzeniem, bo będę miała przynajmniej PORZĄDNY powód, żeby usiąść przy laptopie i napisać drugą część rozdziału.
 3) Jest STRASZNIE krótki.
 Kurde, sama nie wiem, czy treść się trzyma kupy, bo pozapominałam wątków i je pozmieniałam, a w sumie to tylko dwa- Potomek Anubisa i śmierć mamy Kate i Maggie. Jezu, po co ja to zrobiłam?! Przez tą gorączkę już nawet nie myślę...
 Hahahahahahaha, Karolcia chce iść w kierunku pisarstwa w liceum. Warto? Myślicie, że sprzedam jakieś książki? Bo ja w to wątpię. Chociaż mam już pomysł na książkę- dramat ^o^ xd
 Hmmmmm... mój ulubiony blog o 1D będzie wznawiał działalność! TAK, BICZYS! Już się nie mogę doczekać :D
 Nie wiem, co jeszcze chciałam napisać...
 Zrobiłam dwa akapity, ale wyglądają na trzy, bo drugi jest długi (nie miałam jak go podzielić).
 Nie chcę wam obiecywać, że w ferie (14.02-01.03) dodam rozdział, ale na 80% będzie.
 Btw, chciałam zrobić one shot świąteczny, ale nic z tego nie wyszło, bo całą przerwę świąteczną spędzałam z przyjaciółką i rodziną (głównie babcią, u której spałam prawie całą przerwę xd).
 Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale chciałam skończyć w tym momencie. Zastanawiałam się, czy do tego nie dodać jeszcze momentu, w którym Alfie (Boże, co ja chcę zrobić?!) wtajemniczy Jake'a, ale stwierdziłam, że nie. Wtajemniczy go kiedy indziej.
 Dobra, mam wrażenie, że ta część zajmie zaraz więcej miejsca, niż rozdział, więc się zamykam i pozwalam wam skomentować rozdział! ;)
Z całego serca dziękuję osobom,
które jeszcze tu zostały.
Bez was nie miałabym motywacji.
Kocham Was!

xoxo,
Lost in dreams

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 9 "Lepiej cierpieć i pamiętać, niż nie pamiętać i nie cierpieć. Wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło się w naszym życiu, musiało się stać, bo nic nie dzieje się bez przyczyny."

-Niektórzy mówią, że ludzie umierają po to, aby inni się urodzili. Jeszcze inni, że każdy ma swoją gwiazdę, a kiedy umiera, gwiazda zaczyna być bardzo jasna.
-Wierzysz w to?-spytał Jake. On i Kate siedzieli w salonie Domu Anubisa i rozmawiali. Dziewczyna zaufała mu i opowiedziała o sobie wszystko. Siedzieli i rozmawiali już ponad godzinę.
-Sama nie wiem już, w co wierzyć. Chciałabym wierzyć, że ludzie są nieśmiertelni, ale tak nie jest. Chciałabym wierzyć, że nikt nie może krzywdzić się nawzajem,- i fizycznie, i psychicznie-ale tak nie jest. Czasem nie chciałabym w nic wierzyć. Można tak? Myślisz, że jestem dziwna?
-Jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, ale to nie znaczy, że jesteś dziwna. Na pewno. A co do wiary, cóż... Nikt nie każe Ci wierzyć w to, w co oni wierzą. Masz swój rozum. Depcz własną ścieżkę, nie idź czyjąś.
-Od kiedy stałeś się filozofem?-parsknęła Kate.


-Nie wiem, tak mnie natchnęło.-westchnął chłopak i roześmiał się. Po chwili zawtórowała mu dziewczyna.

-Wiesz, napraw...
-Kolacja!-Blest nie dokończyła, bo przerwała jej Trudy. W jednej chwili wszyscy zlecieli się do jadalni.
-To koniec sielanki.-mruknął chłopak, a Kate cicho zachichotała.
-Kolejna para w Anubisie?-nagle pomiędzy ich głowami pojawiła się Amber.- Ludzie! Nie mam pomysłów na parring'i, nie możecie tego zrozumieć?! Chociaż... Nie, mam dla was idealną nazwę. Kake, albo Jate. Co wy na to? Jestem genialna!-pisnęła blondynka.
-Amber! Ja i Jake nie chodzimy ze sobą.-powiedziała dziewczyna i lekko się zarumieniła.

-Ugh, uwierz mi, za niedługo będziecie trzymali się za ręce 24 godziny i jeszcze mi podziękujecie!-wykrzyknęła, po czym odeszła z uniesioną głową.
-Będzie trzeba ją przeprosić.-szepnęła Blest.
-Uwierz mi, sama przyjdzie.-odrzekł, po czym mrugnął, wstał i poszedł usiąść do stołu. Brunetka po chwili zrobiła to samo.
W momencie, kiedy Kate i Jake dochodzili do stołu, Nina szepnęła do Fabiana:
-Po kolacji spotkanie Sibuny, powiedz reszcie.
-Jasne.

-Jesteśmy tu po to, żeby...?-zaczęła Patricia.
-Żeby omówić kilka ważnych spraw.-odpowiedziała Nina.-Fabian? Masz tekst przepowiedni?
-Tak, tak. Już...-chłopak zaczął szukać czegoś w zeszycie.-Jest. 
Tam gdzie wielu leżeć może,
Kilkoro najważniejszych bardziej w głąb wejść może,
Potrzebni Ci będą wszyscy przyjaciele,
Lecz dwoje z nich odejdzie w najmniej spodziewanym momencie,
Pojawią się nowi i szybko zaaklimatyzują,
A jeden z nich- Potomkiem Anubisa zwany- będzie musiał wybrać
między złymi, a dobrymi zamiarami,
Zaufać mu możecie, pomoże wam w biedzie.
-Okej...-westchnęła Nina.-Wiemy, że to "tajemnicze miejsce" to grobowiec, Jake i Kate, to osoby, które zastępują Jerome'a i Joy, z czego Jake to Potomek Anubisa. Coś jeszcze?-nikt nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ przed Martin pojawił się medalion.-C-co? A-ale j-jak?-jąkała się dziewczyna.
-Widocznie trzeba było o tym porozmawiać.- mruknął Fabian.
-Czyli, że mamy trzy medaliony, a z zagadki nie wiemy jeszcze kto może wejść w głąb grobowca.
-Ja chyba wiem.-powiedział bez entuzjazmu Eddie.
-Kto?-powiedzieli razem Nina, Fabian i Mara, po czym gwałtownie ucichli.
Miller spojrzał się na nich dziwnie, a po sekundzie odpowiedział:

-Patricia, Alfie, ty, Nino i ja. Jeśli będzie więcej zagadek, to może jeszcze Ja...-chłopak nie dokończył, ponieważ w jego dłoni zaświecił się i od razu zgasł. medalion.
-Jeeeej!-pisnęła Amber.
-No to tą zagadkę mamy z głowy.-powiedziała Patricia ze sztucznym uśmiechem.- Czy teraz możemy już iść spać?
-Jeszcze nie. Mamy jeden problem.-odrzekła Nina.
-Jaki?-spytała ze znużeniem dziewczyna.-Ktoś-mówiąc to spojrzała wymownie na Williamson i Alfie'go.-musi powiedzieć o Sibunie Jake'owi i Kate.
-Spoko, ale nic nie obiecuję. Kate nie jest łatwowierna. Ale pozwolicie, że zrobię to jutro. Jestem już 
zmęczona, nie mogłam spać pół nocy.-mówiąc to, rzuciła się na łóżko na znak, że jest "wyczerpana".

-Ty też?-spytali równo Martin, Miller i Lewis.
-Tsaa. No, Fabian, masz kolejną zagadkę. Czemu nie mogliśmy spać. A teraz, ponieważ jestem potomkiem, zarządzam koniec zebrania. Dobranoc wszystkim!-powiedziała, wzięła piżamę i wyszła z pokoju.

-Tęsknisz za nią?-spytała Kate swoją siostrę przez telefon. Maggie leżała już w łóżku z książką na kolanach i telefonem w ręku.
-Strasznie... A ty?
-Też. Nie potrafię powstrzymać płaczu, kiedy o niej myślę. Czy to minie?-spytała szeptem, żeby się nie rozpłakać.
-Mam nadzieję...-odszepnęła Blest. Poczuła coś mokrego na policzkach. Od razu zorientowała się, że są to łzy. -Chciałabym zapomnieć. Wtedy wszystko nie bolałoby tak bardzo...
-Pamiętasz, co mówiła mama? Lepiej cierpieć i pamiętać, niż nie pamiętać i nie cierpieć. Wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło się w naszym życiu, musiało się stać, bo nic nie dzieje się bez przyczyny.
-Tak, wiem i pamiętam, ale...-dziewczyna nie mogła opanować łez i cicho zaszlochała-to tak bardzo boli.

-Wiem, mnie też.-usłyszała w słuchawce cichy płacz siostry.-Wiesz, muszę już kończyć. Porozmawiamy jutro w szkole?
-Jasne. Dobranoc, kocham Cię.

-Ja ciebie też.-odpowiedziała Kate i rozłączyła się.
Dziewczyna usiadła i przez chwilę wpatrywała się tępo w ścianę na przeciwko. Maggie nie wiedziała, ile siedziała nieruchomo, ale miała wrażenie, że minęło 30 minut. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, więc dziewczyna szybko otarła policzki i powiedziała "proszę".
-Hej, jak się czujesz?-spytał Toby.
-Bywało lepiej...-szepnęła.

-Myślisz o niej?
-Czy to cię dziwi?
-Nie skąd, tylko... Eh, j
e ne sais pas quoi dire...*
-Człowieku, a może by tak po angielsku?!-roześmiała się Maggie.
-O, uśmiech. I o to właśnie chodziło...

-Daj sobie spokój. O co chodzi?
-Chciałem wiedzieć, jak się czujesz.

-Już wiesz.-odbąknęła dziewczyna.
-Czemu taka jesteś?
-'Taka', czyli jaka?
-Dziwna. Odsuwasz się od nas. Pourquoi?**
-Ja... po prostu nie chcę, żebyście przeze mnie chodzili przybici...
-Przecież od tego są przyjaciele!-wykrzyknął Hown.
-Od chodzenia przybitym za kogoś?-parsknęła Maggie.
-Nie, od pomagania sobie.
-Dobrze, panie 'Jestem Najmądrzejszy', to może pomożesz mi jutro? Bo teraz jestem śpiąca.
-Jasne.-odpowiedział szybko.
-A mógłbyś ze mną zostać do momentu, aż zasnę?-spytała cicho.
-Dla ciebie wszystko.

-Dzięki...-powiedziała Blest i położyła się, a jej przyjaciel obok niej, po czym przytuliła go.-Dobranoc.
-Dobranoc.
A kiedy dziewczyna po chwili zasnęła, Toby pocałował ją w czoło, wstał, powiedział:
-
Je t'aime.***-i wyszedł z pokoju.





~*~*~*~*~*~*~*~
TŁUMACZENIE:*-Je ne sais pas quoi dire...- Nie wiem co powiedzieć...
**-Pourquoi? (francuski)- Czemu?
***-J
e t'aime. (francuski)-Kocham Cię.


Jesteście źli, wiem. Najbardziej moja kochana Justynka, jestem tego pewna. 3 BITE TYGODNIE się z tym rozdziałem męczyłam! Ale w końcu jest! :) Trochę Sibuny, trochę nowych osób. Mam nadzieję, że pasuje. Zaraz wakacje, więc postaram się dodawać rozdziały częściej c;
Nooo, to mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału :)))
Chcę przeprosić was za te kolorowe gówienka w tekście, ale nie umiem ich usunąć, but zrobiłam wrobiłam wszystko, żeby nie rzucały się w oczy ;D xD
Aha, zmieniłam trochę zakładkę bohaterowie, więc zapraszam ;)
Macie teraz tutaj osoby, które kocham nad życie (trochę ich jest xD) :
     

Wyjaśniam- Liam to mój mąż, więc MUSI być również pokazany sam ;D
xoxo,
Lost in dreams

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 8 "Uwierz mi, łzy nie są oznaką słabości."

Dziewczyna siedziała na parapecie z kubkiem herbaty w ręku i patrzyła na powoli zachodzące słońce. Jesień była jej ulubioną porą roku. Wszystko było takie kolorowe, choć smutne. W końcu liście umierały. Nie czuła się dobrze. Nie fizycznie, a psychicznie. Z każdym dniem jej humor się pogarszał, a ona coraz bardziej zakopywała się we wspomnieniach, chociaż jakaś część niej tego nie chciała. Każdy dzień przybliżał ją do rocznicy śmierci jej matki. Nie chciała tego pamiętać. Nie chciała pamiętać jej. Wolała zapomnieć o swojej matce. W końcu wtedy cierpiałaby znacznie mniej. Ale wiedziała, że to i tak by nie pomogło.
Nie wiedząc kiedy, jej twarz zrobiła się mokra. Nienawidzę płakać-pomyślała z irytacją.
-Hej, Maggie, nie płacz.-do pokoju dziewczyny weszła jej przyjaciółka- Sydney. To dziwne-pomyślała z rozbawieniem.-Znam ją dopiero dwa tygodnie, a już się przyjaźnimy...

-Myślisz, że łatwo jest nie płakać.-prychnęła.
-Musisz być silna. Twoja mama by tego oczekiwała. Nie smuć się. Siedzisz sama w tym pokoju od kilku dni, widujemy się tylko na posiłkach i w szkole. Zejdź do nas na dół. Nie będziesz wtedy tyle o niej myślała.

-Ale ja nie potrafię, nie rozumiesz?
-Wiem, że jeśli się postarasz, to to zrobisz. Nie smuć się.-dziewczyna podeszła do niej, ujęła jej twarz w ręce, po czym starła łzy z policzków.- Ta Megan, którą znam nie poddałaby się tak. Obiecuję Ci, że jeśli na dole będziesz się czuć nieswojo, możesz wrócić na górę.
-Na pewno?-chciała się upewnić.

-Tak.
-No... ech, dobrze. Chodźmy.
-Jej!-pisnęła Sydney, a jej przyjaciółka pokręciła z rozbawieniem głową. Ona nigdy nie przestanie być dzieckiem...-pomyślała.

Wszyscy mieszkańcy Domu Izydy siedzieli w salonie. Gdy dziewczyny weszły do pokoju, rozmowy ucichły. Pierwszy odezwał się Toby, uśmiechając się głupkowato:
-Spójrzcie, kto opuścił swoją fortecę! Czy potrzebujesz może czegoś, madame*?
Tak naprawdę dziewczyna wiedziała, że chłopak żartuje, ale w głębi serca trochę ją to uraziło. Ona i Toby również się zaprzyjaźnili i razem z Sydney stworzyli trójkę przyjaciół, którzy nie odstępują siebie na krok. Niestety, przez te kilka dni dziewczyna zaczęła się od nich oddalać. Chyba będę musiała to zmienić...-pomyślała i usiadła obok Toby'ego.

-Tsa, księcia na białym koniu.
-A więc oto przybywam!-jej przyjaciel wstał z gracją.- Chociaż nie mam konia. I na pewno nie jestem księciem. Chyba, że rodzice mi o tym nie powiedzieli...!

-Już sobie za wiele nie wymyślaj i nie dodawaj.
-Ugh, już nawet pomarzyć nie można. Quel pays stupide.**-powiedział i usiadł obrażony z rękami założonymi na piersi. Chłopak gapił się tępo w ścianę naprzeciwko niego i udawał, że nie zwraca uwagi na przyjaciółkę.
-Oj no, Toby, nie obrażaj się. No juuż, uśmiech...! Oh, no, przepraszam!
-No dobrze, na ciebie nie potrafię się długo gniewać.-odpowiedział z szerokim uśmiechem.
-Blee, zakochani...-skrzywiła się Blair siedząca na sofie obok.
-Już tak nie przeżywaj!-skarciła ją Sophie siedząca obok.
-Jacy zakochani...?-zdziwiła się Maggie i poczerwieniała.
-Noo... to wy... nie... chodzicie ze sobą?-zdziwiła się Blair.
-Nie. No chyba, że do szkoły i po bułki do sklepu.-rzucił z nerwowym uśmieszkiem Hown. Tak naprawdę zakochał się w Megan, ale bał się jej o tym powiedzieć.




Wszyscy się zaśmiali, ale Blest wyczuła, że jej przyjaciel coś ukrywał pod tym swoim głupim uśmiechem. Postanowiła się tym na razie nie przejmować. Później z nim pogadam.-obiecała sobie w myślach.
-Co wy na to, żeby zrobić maraton filmowy?-rzucił któryś z chłopaków.
-Jeśli komedie, to w to wchodzę!-wykrzyknęła Sydney i razem z Megan, Blair, Sophie oraz dwoma innymi dziewczynami- Annie i Loren- przybiły sobie piątki.
-Nie! Horrory!- sprzeciwili się chłopacy.
-Pójdźmy na kompromis.-rzuciła niedbale Loren.-Dwa horrory na początek, dwie komedie na koniec. Czyli razem cztery filmy. Kto wchodzi?
Wszyscy jednogłośnie podnieśli ręce.
-To co, idziemy robić popcorn.-powiedziała Annie i poszła do kuchni z dziewczynami w momencie, kiedy chłopacy zaczęli przygotowywać filmy i stawiać kanapy.

W Domu Anubisa było bardzo pusto bez Jerome'a i Joy. Alfie chodził cały czas przygnębiony, nawet przestał jeść tyle ile zazwyczaj, -jadł ok. 30% mniej niż zwykle, co Amber i Willow uznały za anomalię- co zszokowało nawet samego Victor'a.
Choć Patricia miała przy sobie starą przyjaciółkę, czuła się pusta, bo wiedziała, że na razie Joy nie wraca do Domu. Ten okres był dla niej trudny, a minęły dopiero dwa tygodnie.
Sibuna rozwiązała część zagadki. Przez te dwa tygodnie dowiedzieli się, że miejsce, do którego trzeba będzie wejść to grobowiec, lecz nie rozumieją jednego- mają tylko dwa medaliony. Podejrzewają, że to oznacza więcej zagadek, ale na razie wolą o tym nie myśleć. Na razie cieszą się spokojem w związku z zagadkami.

Kate siedziała w salonie i bezmyślnie wpatrywała się w widok za oknem. Za godzinę miała być kolacja, a 
ona nie wiedziała, co miała począć, więc po prostu usiadła i robiła, to, co uwielbiała robić zawsze- myślała. O czym? O wszystkim. Ale głównie o niedalekiej przyszłości. Za niecały tydzień rocznica śmierci jej mamy. Kate wiedziała, że jest silna, i że nie rozkleja się z byle powodu, ale śmierć matki była powodem do łez, prawda? Nawet teraz kilka łez poleciało na jej policzek. Chciała, aby zostały tam, gdzie są, ale gdy usłyszała, że ktoś idzie, szybko starła je z policzka jednym, precyzyjnym ruchem ręki.
-Co robisz?-spytał się jej znany, męski głos.
-Nic, po prostu myślę.

-O czym...?
-To raczej nie twój interes, Jake.-warknęła zirytowana.

-Uwierz mi, łzy nie są oznaką słabości.-powiedział chłopak i usiadł obok niej.
-Co ty możesz o tym wiedzieć? Moje łzy zawsze były oznaką słabości.

-Nawet w dniu śmierci twojej matki?
-Skąd wiesz...
-Widziałem twoją kartotekę ucznia.

Jej kąciki ust drgnęły niezauważalnie. Ten chłopak jest niemożliwy.-pomyślała.-I nie robi tego po to, żeby zwrócić na siebie uwagi, tylko dla zabawy...-prychnęła w duchu.-Przecież on i tak zwraca na siebie uwagę. Wygląda jak z okładki Vogue'a.
-Hej, ziemia do Kate. Gdzie byłaś? Na księżycu?
-Raczej na wenus.
-Chcesz pogadać?
-Niby o czym?-dziewczyna spojrzała mu w oczy. Nigdy nie umiała z nich czytać. Po prostu nie potrafiła, wydawało jej się, że wszystkie emocje, które skrywały się w oczach innych ludzi są dla niej jak zamknięte drzwi, do których klucza nie ma. Jednak jego oczy takie nie były. Podczas, gdy dla innych był zagadką, ona potrafiła czytać z jego oczu i ruchów jak z otwartej księgi. I teraz, gdy patrzyła mu głęboko w oczy, widziała w nich troskę i to, czego się po nim nie spodziewała-obietnicę, że może mu zaufać.

Podjęła decyzję w jednej chwili- postanowiła mu się zwierzyć, bo- nie wiedząc czemu- wierzyła, że on nie powie nikomu o jej problemach i zatrzyma je dla siebie.



~*~*~*~*~*~*~
TŁUMACZENIE:
*madame (z francuskiego)- księżniczka (jakby co ;P)
**Quel pays stupide. (francuski)- Co za idiotyczny kraj.


Tak, wiem, rozdział krótki i żałosny. Przepraszam!
Jak zwykle rozdział dla mojej kochanej joylitte, która mnie wspiera i zawsze gada, żebym pisała rozdziały. Masz i się ciesz misia! Ahh, Brestynka. Taka piękna nazwa dla mojej ukochanej pary...
Pod poprzednim rozdziałem były dwa komentarze, co mnie zasmuciło trochę. Miałam nadzieję, że będzie ich więcej...
Zakładka z nowymi bohaterami już jest. Chociaż pisze "Bohaterowie epizodyczni", to -wiadomo- będą pojawiać się częściej.
Taaa, wieeem, zrobiłam z Toby'ego francuza (imię ma po moim jakże zacnym bracie Tobiaszu. Tak, pozdrawiam cię idioto! *macha jak porypana do ekranu komputera*), ale tak jakoś samo wyszło!!
Jest późno, jestem śpiąca, i nie mam już po prostu sił, bo pisałam rozdział z głowy, więc ogłaszam wszem i wobec, że idę spać. Dobranoc misie! :* ♥♥♥♥♥

xoxo,
Lost in dreams

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 7 część 2 "Ja i Jerome jedziemy do jego taty."

Kochała go. Ale jego to chyba nie obchodziło. Patrzyła jak chodzi z Marą za rękę i żałowała, że wyjechała w zeszłym roku. Ale jej babcia była chora. Co innego mogła zrobić?
Teraz leżała w łóżku myśląc o czasach, kiedy go poznała, kiedy się w nim zakochała i kiedy zaczęła z nim chodzić. Leżała tak i nie wiedząc kiedy, zasnęła.

Idę przez las, gdy nagle wchodzę na piękną i wielką łąkę. Nie rozumiem, gdzie jestem, ale wiem jedno- coś mi tu nie pasuje. Znam okolice Domu Anubisa jak własną kieszeń i nie potrafię uwierzyć w to, że jest tutaj taka łąka.
-Nino.-mówi ktoś. Jak na komendę odwracam się. Na ławce, która wzięła się nie wiadomo skąd siedzi Sara.
-Saro, co ty tu robisz?-pytam i siadam obok niej.-Przecież... ty... n-nie żyjesz...-jąkam się.
-Wybrana, muszę przekazać Ci ważną wiadomość.-mówi i łapie mnie za rękę.-Słuchaj mnie uważnie.

Tam gdzie wielu leżeć może,
Kilkoro najważniejszych bardziej w głąb wejść może,
Potrzebni Ci będą wszyscy przyjaciele,
Lecz dwoje z nich odejdzie w najmniej spodziewanym momencie,
Pojawią się nowi i szybko zaaklimatyzują,
A jeden z nich- Potomkiem Anubisa zwany- będzie musiał wybrać
między złymi, a dobrymi zamiarami,
Zaufać mu możecie, pomoże wam w biedzie.

-C-co to znaczy?-pytam i łapię Sarę jeszcze mocniej za rękę.-Wytłumacz mi to, proszę Cię!
-Nie mogę, ale przyjaciele Ci pomogą. Musisz wiedzieć, że w głębi miejsca z wiadomości pewne osoby będą musiały zmierzyć się ze swoimi największymi lękami. Jeśli przejdą, na końcu drogi znajdą element Laski Anubisa.
-Ale skąd mogę wiedzieć, kto może wejść do tego całego miejsca?
-Osoba, która zgadnie jakąś część wiadomości, dostanie medalion, ale nigdy nie wiadomo, czy ma on należeć do tej osoby. W tym najważniejszym dniu wszystko się wyjaśni.
-A kiedy nastąpi ten dzień, Saro?
-W noc poprzedzającą ten dzień przyśnię Ci się. Lecz musisz wiedzieć, że nigdy nie wiadomo, kiedy ten dzień tak naprawdę nastąpi. Mój czas się kończy, Wybrana. Do zobaczenia.-mówi i wstaje. Ja również i przytulam ją.
-Dziękuję, za wszystkie informacje, Saro. Tęsknię za tobą...
Sara chce coś powiedzieć, ale nagle rozpływa się, a ja błądzę dalej po pięknej łące w nadziei, że może znajdę znajomy Dom Anubisa...

Godzina 07:00. Dziewczyna usłyszała melodię swojej ulubionej piosenki, otworzyła oczy i w 
myślach powiedziała sobie treść wiadomości Sary oraz inne ważne informacje.
-Nino, pobudka!-krzyknęła Amber i usiadła na łóżku przyjaciółki.- Spałaś dzisiaj bardzo spokojnie. To co Ci się śniło?
-Sara.-mówiąc to dziewczyna uśmiechnęła się promiennie,
-Jak to śniła Ci się Sara?-powiedziała Amber równo z Patricią, która weszła do pokoju ubrana w mundurek.
-Ja.. s-sama nie wiem... No, po prostu, przyśniła mi się...
-Ale o czym mówiła?
-Cóż... mamy zagadkę do rozwiązania...
-Jej!-pisnęła Amber.- Sibuna w akcji!
-Trzeba zwołać zebranie, ale tym razem potrzebni nam są wszyscy mieszkańcy Domu.
-Jak to?-spytała Patricia.- Przecież doskonale wiesz, że nie powinniśmy narażać wszystkich. I  tak wystarczająco dużo osób wie o Sibunie.
-Pat, ja też nie chciałabym narażać wszystkich, ale taka jest "przepowiednia".
-Ugh... mówi się trudno...
-Emmm.... Zaklepuję łazienkę!-wykrzyknęła Nina.
-Co?! Nie!-zaczęła się kłócić Amber, ale na niewiele się to zdało, ponieważ Wybrana wzięła szybko mundurek w rękę i wybiegła z pokoju.
-No świetnie...-mruknęła blondynka.

 Wszyscy byli już na śniadaniu, gdy nagle ktoś wszedł do Anubisa.
-Emmm, Trudy, kto to może być?-spytała Mara.
-Sama nie wiem, gwiazdko.-odpowiedziała zszokowana gospodyni.
-Dzień dobry.-do salonu weszły dwie dziewczyny. Jedna z nich była ubrana w skórzaną kurtkę, czarną bokserkę, ciemne dżinsy i tego samego koloru co bokserka conversy, a druga w kremową sukienkę i takiego samego koloru baleriny. Obie miały kruczoczarne włosy, ale dziewczyna w sukience miała je dłuższe.
-K-Kate? Maggie?-powiedziały równo zdziwione Patricia i Joy.
-Patricia?! Joy?!-wykrzyknęły dziewczyny.
-O Mój Boże, Kate, jak ja Cię dawno nie widziałam!-powiedziała Patricia.

-Patricia, tak bardzo tęskniłam!-krzyknęła uradowana Kate i przytuliła starą przyjaciółkę.
-Skąd wy się tu wzięłyście?-spytała zszokowana Joy.
-No, cóż... od dawna starałyśmy się o miejsce w tej szkole, a tu proszę- wczoraj zadzwonili do nas i powiedzieli, że się dostałyśmy. Ja będę mieszkała tutaj, a Maggie w Domu Izydy.
-To świetnie!-pisnęła Amber.-Tylko, że my was nie znamy...
-Ah, no tak! Ja jestem Kate Blest, a to moja młodsza siostra Maggie.
-Już nie przesadzaj, to tylko rok!-oburzyła się Maggie.-A wy to...?
-Oh, no tak! Ja jestem Amber.-powiedziała blondynka i ręką pokazywała wszystkich.- Alfie, Jerome, Eddie, Fabian, Mara, Nina no i ja. A Joy i Patricię już poznałaś.
-Emmm, tak, dzięki.
-Ah! To Trudy, nasza opiekunka, a Victor... jest w swoim gabinecie.
-Witajcie gwiazdki.-zaczęła wesoło Trudy.- Jestem Trudy Rehmann, opiekunka tego Domu. Ale... skąd wy się tu wzięłyście? Przecież Dom Anubisa jest pełen i...
-No, nie zupełnie...-zaczęła niepewnie Joy. Nagle wszystkie oczy zwróciły się na nią.
-Co masz na myśli?-spytała Patricia.
-Bo... Ja i Jerome jedziemy do jego taty. Pan Clarke zachorował i chcemy się nim zaopiekować.
No tak!-pomyślała Nina i powtórzyła wers przepowiedni.- 
Lecz dwoje z nich odejdzie w najmniej spodziewanym momencie, pojawią się nowi i szybko zaaklimatyzują. Chodzi o Katie! Ale gdzie druga os... Nagle drzwi Domu Anubisa ponownie się otworzyły.
-Kogo znowu licho niesie?-warknęła pod nosem Patricia. Do salonu wszedł przystojny chłopak, a Nina i Eddie momentalnie poczuli się inaczej. Eddie'mu coś nie pasowało. Podszedł do swojej dziewczyny i spojrzał na nią niepewnie. Ona zrozumiała momentalnie- coś jest nie tak.
-A ty to kto?-powiedziała oschle Williamson i spojrzała oskarżycielsko na chłopaka.

-Jestem Jake White.-przedstawił się chłopak.
-Ta, super.- odrzekła wkurzona Patricia i gdy zobaczyła swoją przyjaciółkę idącą do pokoju krzyknęła: - Joy, a ty gdzie?! Jeszcze nie skończyłyśmy!
-Może ty nie skończyłaś, ale ja tak!-odkrzyknęła dziewczyna i zniknęła w pokoju.
-Idę z nią pogadać.- powiedziała, ale nagle poczuła kogoś rękę na swoim ramieniu. Spojrzała na osobę i ujrzała Ninę. Usłyszała tylko szept przyjaciółki "Zebranie u nas.", po czym odeszła razem z Eddie'm do swojego pokoju.

- O co chodzi? - rzucił któryś z chłopaków, chyba Alfie.
-Śniła mi się Sara.
-Jak?!- zdziwił się Eddie.
-No, wiesz, normalnie. Dziewczyna miała sen, w którym przyszła stara pani, która- tak na marginesie- nie żyje, pogadały sobie jak za dawnych czasów, później się pożegnały, jedna poszła w drugą stronę, druga w drugą i BUM! Koniec bajki i snu. The End.-powiedziała rozdrażniona Patricia.
-Emm... tak, dzięki Patricio. A teraz może jak to było, ale bardziej ogólnie...?- odparła Nina.- Najpierw przyśniła mi się łąka... -zaczęła opowiadać Nina, a wszyscy uważnie jej słuchali. Po chwili dziewczyna skończyła mówić.
-Noo... -zaczął Eddie.- Wygląda na to, że mamy nową zagadkę do rozwiązania... Ale mam jakieś dziwne przeczucie. Wiąże się to z tym nowym...

- A ja chyba wiem kim on jest.- powiedziała cicho Mara, ale wszyscy i tak ją usłyszeli.
-Kim? -spytała Amber.
-Tym całym Potomkiem Anubisa ze snu Niny. W końcu...- nie dokończyła, ponieważ w ręku dziewczyny 
pojawił się medalion ze snu Wybranej.
-Medalion! Maro, brawo!- odparła Amber. -To jest pierwszy. Ile jeszcze?
-Tego nie wiadomo...- powiedziała niepewnie Martin.




~*~*~*~*~*~*~*~*~

Wzięłam się za siebie i o to jest! Chociaż zajęło mi to w miarę dużo czasu, to mam nadzieję, że wam się podoba.
Rozdział oczywiście dla mojej kochanej joylitte, która suszyła mi głowę tym rozdziałem. Mam nadzieję, że Ci się podoba, kicia! xx
Rozdział pisany podczas słuchania wszystkich płyt One Direction. Chłopacy dają mi niezłego kopa! ;)
Co mogę wam więcej napisać... No tak- szczęśliwych Walentynek! Oby były pełne miłości ;D
Jak będziecie je spędzać? Bo ja z moim Liam'em (z One Direction oczywiście ^^), a joylitte z Brad'em :D
Jeśli będą jakieś błędy- piszcie. No i zapraszam do zakładmki "SPAM"! :)


xoxo,
Lost in dreams

sobota, 1 lutego 2014

SPAMY

Cześć :)
Chciałam tylko powiedzieć, że jest już zakładka "SPAM", w której możecie pisać o waszych blogach. Od następnego rozdziału (rozdział 7 cz. 2) każdy spam pod rozdziałem będzie usuwany.

PS: Jeśli "dobrze pójdzie" nowy rozdział dodam i napiszę dzisiaj :)



xoxo,
Lost in dreams.

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 7 część 1 "Co za dupek!"

W końcu jest!! Doczekaliście się. Wreszcie... Bardzo was przepraszam, ale chyba mnie rozumiecie. Szkoła, lekcje, nauka, zadania domowe, tańce... Mam nadzieję, że się cieszycie z tego rozdziału i przeczytacie go do końca :)
Nowi bohaterowie pojawią się wkrótce, ale nie mogę wam powiedzieć jakiego dnia dokładnie, ponieważ ja sama nie wiem, kiedy dodam kolejny rozdział.
Miłego czytania!
~*~*~*~*~*~*~

Wiesz jak to jest czuć się niepotrzebnym, zapomnianym? Ta dziewczyna to wie. Jej chłopak od tygodnia spędza dużo czasu z inną dziewczyną, a ona myśli, że ją zdradza. Jest w wielkim błędzie. Ale kto powie, że ona się myli, skoro wszyscy myślą, iż ona się tym nie przejmuje? Nawet jej przyjaciółka tego nie zauważa...
Jednak tego dnia było inaczej. Gdy po kolacji Eddie zaproponował K.T. spacer, a ona się zgodziła, Patricia nie wytrzymała. Pobiegła do pokoju, a tuż za nią wszystkie dziewczyny. Jerome postanowił porozmawiać z Miller'em. W końcu Trixie jest jego przyjaciółką.
-Co za dupek!-mówiła Patricia przez łzy-Jeśli nie chce ze mną być, to może mi to powiedzieć!
-Hej-pocieszała ją Joy załamana stanem przyjaciółki-Masz nas. Nie przejmuj się nim. Zresztą! Jerome jest prawie jak twój brat. Pogadam z nim. Wszystko się wyjaśni, obiecuję!-Mercer wyszła z pokoju.
Po pięciu minutach wróciła uśmiechnięta.
-Otóż-zaczęła-Jerome sam o tym pomyślał. Był zdziwiony twoim zachowaniem! Wszystko powinno się wyjaśnić. Już my się tym zajmiemy!-puściła przyjaciółce oczko i ją przytuliła.
-Dziękuję-wyszeptała Williamson i wtuliła się w przyjaciółkę.
-Nie ma za co, jesteśmy jak siostry! Zresztą...-spojrzała się na dziewczyny i się uśmiechnęła- wszystkie nimi jesteśmy!
Wtedy Williamson czuła się szczęśliwa i wiedziała, że jest dla kogoś ważna. Do pewnego momentu...
-Hejka!- do pokoju weszła uśmiechnięta Rush- Co wy tak tu siedzicie? Stało się coś?!
-Tak!-wrzasnęła Patricia- Ty się stałaś!
-O co ci chodzi?-K.T była w szoku. Nie wiedziała o co chodzi Patricii.
-O co mi chodzi? O co tobie chodzi! Od tygodnia chodzisz gdzieś z Eddie'em, ucze...-dziewczyna nie dokończyła, bo do pokoju wparował Jerome.
-Sorki, że przeszkadzam-spojrzał gniewnie na K.T.-Ale wszystko już wyjaśnione, Trixie! Idź pogadać z Eddie'em!

Patricia bała się rozmowy z Eddie'em. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Zapukała do drzwi, a gdy usłyszała "Proszę!", weszła do pokoju. Byli w nim Eddie i Fabian.
-To ja się zmywam-powiedział szybko ten drugi. Był już przy drzwiach, ale się cofnął.-Mara jest u siebie?
-Nie, jest u mnie, bo...-już chciała powiedzieć "bo mnie pocieszała", ale się powstrzymała. Pokazałaby w ten sposób, że jest słaba. Szybko dokończyła swoją wypowiedź:-chciała coś od Amber.
-Aha...?-odpowiedział zdziwiony Fabian.-To ja idę.-dodał i się oddalił.
W pokoju zostali tylko Patricia i Eddie. Dziewczyna nie wiedziała od czego zacząć rozmowę, więc usiadła na łóżku Rutter'a i patrzyła się na swoje ręce w nadziei, że to Miller zacznie rozmowę. Chłopak podszedł do niej i usiadł na łóżku.
-O co chodzi?- spytał ze zmartwioną miną obejmując ją ramieniem. Patricia szybko wstała, stanęła przed Eddie'em z założonymi rękami i prawie krzyknęła:
-O co mi chodzi?! To ty wychodzisz z K.T cały czas i to z nią rozmawiasz! Teraz to ona jest twoją dziewczyną?!- wyrzuciła z siebie, a potem zaczerpnęła dużo powietrza. Eddie parsknął śmiechem.
-Gaduło, jesteś zazdrosna?
-Ja. Nigdy. Nie. Jestem. Zazdrosna!-powiedziała patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
-A ja jestem Elżbieta II.-wymsknęło się Miller'owi, a za drzwiami usłyszeli chichot oraz kogoś, kto szeptał "Alfie, cicho, na pewno nas usłyszą!". Spojrzeli się na siebie i już wiedzieli, kto to wyszeptał:


-Amber.-powiedzieli bezgłośnie i cicho podeszli do drzwi. Słyszeli, jak ktoś szepce "Alfie, to przez ciebie! Teraz na pewno nas słyszeli!". W jednym momencie Ozyrion pociągnął drzwi i do pokoju wpadła reszta mieszkańców Anubisa.
-Co wy wyprawiacie?!-wykrzyknęła Patricia.
-My... tylko...-jąkał się Alfie.
-Szukamy mojego kolczyka!-powiedziała szybko Amber.
-Kolczyka...?-powtórzyła Williamson.-Wiesz Amber, wydaje mi się, że wiem gdzie jest twój kolczyk...
-Tak? Gdzie?!
-W uchu! A teraz skończcie podsłuchiwać! Nie macie nic lepszego do robienia?!-odpowiedziała dziewczyna Miller'a.
-W zasadzie, to...-zaczął Lewis.
-To było pytanie retoryczne, matole...-powiedziała znudzona Patricia.
-Oh... To pa!-krzyknął chłopak i wziął Amber za rękę i zaczął uciekać. Szybko stanął, spojrzał na rękę, którą trzymał, a później na dziewczynę. Gdy zobaczył, że trzyma osłupiałą Millington, szybko puścił jej rękę, bąknął "Sorry", podbiegł do Willow i z nią wybiegł z domu Anubisa.
-T-to... było-jąkała się Amber-dziwne...
-Trochę...-przytaknęła Nina.
-Koniec zebrania!- powiedział teraz Eddie i wszyscy oprócz niego i Williamson poszli do salonu.
-To... powiesz mi o co chodzi?- spytała już spokojnie Williamson.


-Cóż... to długa historia.
-Mam czas.
-Jak wiesz, moja mama wychowywała mnie w Stanach...-zaczął Miller niepewnie, a kiedy zobaczył, że Patricia przytaknęła, kontynuował.-Wszystko było fajnie. Myślałem, że to naprawdę ona. No wiesz, na zdjęciach wyglądała jak "ona". Do pewnego czasu myślałem, że to naprawdę moja mama. Ale niedawno Sweet powiedział mi, że kiedy byłem mały, moja mama miała wypadek samochodowy i zmarła na miejscu. Od tego czasu wychowywała mnie siostra mamy- Jane. Były od siebie o rok starsze i strasznie podobne. Nic dziwnego, że nie skapnąłem się, że to nie mama. A kiedy ojciec powiedział mi prawdę, wnerwiłem się, wyszedłem z jego gabinetu i natknąłem się na K.T, która wszystko słyszała. Od tamtego czasu pomagała mi się ze wszystkim uporać. Przyrzekam, nie miałem pojęcia, że byłaś zazdrosna.
-Eddie, ja... j-ja przepraszam. Nie wiedziałam... Myślałam... Ugh...! Jestem żałosna.
-Nic się nie stało, sam bym się tak zachował. -powiedział Miller i dodał- To co, wszystko okej?
-Tak.-odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się niepewnie. W odpowiedzi chłopak ją pocałował.



~*~*~*~*~*~*~*~




Tsaaa, trochę musieliście czekać... Jutro zabieram się za drugą część siódmego rozdziału. Mam nadzieję, że jeśli na razie czekaliście, to poczekacie również i teraz ;D
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Za wszelkie błędy przepraszam :)


xoxo,
Lost in dreams <3