sobota, 29 marca 2014

Rozdział 8 "Uwierz mi, łzy nie są oznaką słabości."

Dziewczyna siedziała na parapecie z kubkiem herbaty w ręku i patrzyła na powoli zachodzące słońce. Jesień była jej ulubioną porą roku. Wszystko było takie kolorowe, choć smutne. W końcu liście umierały. Nie czuła się dobrze. Nie fizycznie, a psychicznie. Z każdym dniem jej humor się pogarszał, a ona coraz bardziej zakopywała się we wspomnieniach, chociaż jakaś część niej tego nie chciała. Każdy dzień przybliżał ją do rocznicy śmierci jej matki. Nie chciała tego pamiętać. Nie chciała pamiętać jej. Wolała zapomnieć o swojej matce. W końcu wtedy cierpiałaby znacznie mniej. Ale wiedziała, że to i tak by nie pomogło.
Nie wiedząc kiedy, jej twarz zrobiła się mokra. Nienawidzę płakać-pomyślała z irytacją.
-Hej, Maggie, nie płacz.-do pokoju dziewczyny weszła jej przyjaciółka- Sydney. To dziwne-pomyślała z rozbawieniem.-Znam ją dopiero dwa tygodnie, a już się przyjaźnimy...

-Myślisz, że łatwo jest nie płakać.-prychnęła.
-Musisz być silna. Twoja mama by tego oczekiwała. Nie smuć się. Siedzisz sama w tym pokoju od kilku dni, widujemy się tylko na posiłkach i w szkole. Zejdź do nas na dół. Nie będziesz wtedy tyle o niej myślała.

-Ale ja nie potrafię, nie rozumiesz?
-Wiem, że jeśli się postarasz, to to zrobisz. Nie smuć się.-dziewczyna podeszła do niej, ujęła jej twarz w ręce, po czym starła łzy z policzków.- Ta Megan, którą znam nie poddałaby się tak. Obiecuję Ci, że jeśli na dole będziesz się czuć nieswojo, możesz wrócić na górę.
-Na pewno?-chciała się upewnić.

-Tak.
-No... ech, dobrze. Chodźmy.
-Jej!-pisnęła Sydney, a jej przyjaciółka pokręciła z rozbawieniem głową. Ona nigdy nie przestanie być dzieckiem...-pomyślała.

Wszyscy mieszkańcy Domu Izydy siedzieli w salonie. Gdy dziewczyny weszły do pokoju, rozmowy ucichły. Pierwszy odezwał się Toby, uśmiechając się głupkowato:
-Spójrzcie, kto opuścił swoją fortecę! Czy potrzebujesz może czegoś, madame*?
Tak naprawdę dziewczyna wiedziała, że chłopak żartuje, ale w głębi serca trochę ją to uraziło. Ona i Toby również się zaprzyjaźnili i razem z Sydney stworzyli trójkę przyjaciół, którzy nie odstępują siebie na krok. Niestety, przez te kilka dni dziewczyna zaczęła się od nich oddalać. Chyba będę musiała to zmienić...-pomyślała i usiadła obok Toby'ego.

-Tsa, księcia na białym koniu.
-A więc oto przybywam!-jej przyjaciel wstał z gracją.- Chociaż nie mam konia. I na pewno nie jestem księciem. Chyba, że rodzice mi o tym nie powiedzieli...!

-Już sobie za wiele nie wymyślaj i nie dodawaj.
-Ugh, już nawet pomarzyć nie można. Quel pays stupide.**-powiedział i usiadł obrażony z rękami założonymi na piersi. Chłopak gapił się tępo w ścianę naprzeciwko niego i udawał, że nie zwraca uwagi na przyjaciółkę.
-Oj no, Toby, nie obrażaj się. No juuż, uśmiech...! Oh, no, przepraszam!
-No dobrze, na ciebie nie potrafię się długo gniewać.-odpowiedział z szerokim uśmiechem.
-Blee, zakochani...-skrzywiła się Blair siedząca na sofie obok.
-Już tak nie przeżywaj!-skarciła ją Sophie siedząca obok.
-Jacy zakochani...?-zdziwiła się Maggie i poczerwieniała.
-Noo... to wy... nie... chodzicie ze sobą?-zdziwiła się Blair.
-Nie. No chyba, że do szkoły i po bułki do sklepu.-rzucił z nerwowym uśmieszkiem Hown. Tak naprawdę zakochał się w Megan, ale bał się jej o tym powiedzieć.




Wszyscy się zaśmiali, ale Blest wyczuła, że jej przyjaciel coś ukrywał pod tym swoim głupim uśmiechem. Postanowiła się tym na razie nie przejmować. Później z nim pogadam.-obiecała sobie w myślach.
-Co wy na to, żeby zrobić maraton filmowy?-rzucił któryś z chłopaków.
-Jeśli komedie, to w to wchodzę!-wykrzyknęła Sydney i razem z Megan, Blair, Sophie oraz dwoma innymi dziewczynami- Annie i Loren- przybiły sobie piątki.
-Nie! Horrory!- sprzeciwili się chłopacy.
-Pójdźmy na kompromis.-rzuciła niedbale Loren.-Dwa horrory na początek, dwie komedie na koniec. Czyli razem cztery filmy. Kto wchodzi?
Wszyscy jednogłośnie podnieśli ręce.
-To co, idziemy robić popcorn.-powiedziała Annie i poszła do kuchni z dziewczynami w momencie, kiedy chłopacy zaczęli przygotowywać filmy i stawiać kanapy.

W Domu Anubisa było bardzo pusto bez Jerome'a i Joy. Alfie chodził cały czas przygnębiony, nawet przestał jeść tyle ile zazwyczaj, -jadł ok. 30% mniej niż zwykle, co Amber i Willow uznały za anomalię- co zszokowało nawet samego Victor'a.
Choć Patricia miała przy sobie starą przyjaciółkę, czuła się pusta, bo wiedziała, że na razie Joy nie wraca do Domu. Ten okres był dla niej trudny, a minęły dopiero dwa tygodnie.
Sibuna rozwiązała część zagadki. Przez te dwa tygodnie dowiedzieli się, że miejsce, do którego trzeba będzie wejść to grobowiec, lecz nie rozumieją jednego- mają tylko dwa medaliony. Podejrzewają, że to oznacza więcej zagadek, ale na razie wolą o tym nie myśleć. Na razie cieszą się spokojem w związku z zagadkami.

Kate siedziała w salonie i bezmyślnie wpatrywała się w widok za oknem. Za godzinę miała być kolacja, a 
ona nie wiedziała, co miała począć, więc po prostu usiadła i robiła, to, co uwielbiała robić zawsze- myślała. O czym? O wszystkim. Ale głównie o niedalekiej przyszłości. Za niecały tydzień rocznica śmierci jej mamy. Kate wiedziała, że jest silna, i że nie rozkleja się z byle powodu, ale śmierć matki była powodem do łez, prawda? Nawet teraz kilka łez poleciało na jej policzek. Chciała, aby zostały tam, gdzie są, ale gdy usłyszała, że ktoś idzie, szybko starła je z policzka jednym, precyzyjnym ruchem ręki.
-Co robisz?-spytał się jej znany, męski głos.
-Nic, po prostu myślę.

-O czym...?
-To raczej nie twój interes, Jake.-warknęła zirytowana.

-Uwierz mi, łzy nie są oznaką słabości.-powiedział chłopak i usiadł obok niej.
-Co ty możesz o tym wiedzieć? Moje łzy zawsze były oznaką słabości.

-Nawet w dniu śmierci twojej matki?
-Skąd wiesz...
-Widziałem twoją kartotekę ucznia.

Jej kąciki ust drgnęły niezauważalnie. Ten chłopak jest niemożliwy.-pomyślała.-I nie robi tego po to, żeby zwrócić na siebie uwagi, tylko dla zabawy...-prychnęła w duchu.-Przecież on i tak zwraca na siebie uwagę. Wygląda jak z okładki Vogue'a.
-Hej, ziemia do Kate. Gdzie byłaś? Na księżycu?
-Raczej na wenus.
-Chcesz pogadać?
-Niby o czym?-dziewczyna spojrzała mu w oczy. Nigdy nie umiała z nich czytać. Po prostu nie potrafiła, wydawało jej się, że wszystkie emocje, które skrywały się w oczach innych ludzi są dla niej jak zamknięte drzwi, do których klucza nie ma. Jednak jego oczy takie nie były. Podczas, gdy dla innych był zagadką, ona potrafiła czytać z jego oczu i ruchów jak z otwartej księgi. I teraz, gdy patrzyła mu głęboko w oczy, widziała w nich troskę i to, czego się po nim nie spodziewała-obietnicę, że może mu zaufać.

Podjęła decyzję w jednej chwili- postanowiła mu się zwierzyć, bo- nie wiedząc czemu- wierzyła, że on nie powie nikomu o jej problemach i zatrzyma je dla siebie.



~*~*~*~*~*~*~
TŁUMACZENIE:
*madame (z francuskiego)- księżniczka (jakby co ;P)
**Quel pays stupide. (francuski)- Co za idiotyczny kraj.


Tak, wiem, rozdział krótki i żałosny. Przepraszam!
Jak zwykle rozdział dla mojej kochanej joylitte, która mnie wspiera i zawsze gada, żebym pisała rozdziały. Masz i się ciesz misia! Ahh, Brestynka. Taka piękna nazwa dla mojej ukochanej pary...
Pod poprzednim rozdziałem były dwa komentarze, co mnie zasmuciło trochę. Miałam nadzieję, że będzie ich więcej...
Zakładka z nowymi bohaterami już jest. Chociaż pisze "Bohaterowie epizodyczni", to -wiadomo- będą pojawiać się częściej.
Taaa, wieeem, zrobiłam z Toby'ego francuza (imię ma po moim jakże zacnym bracie Tobiaszu. Tak, pozdrawiam cię idioto! *macha jak porypana do ekranu komputera*), ale tak jakoś samo wyszło!!
Jest późno, jestem śpiąca, i nie mam już po prostu sił, bo pisałam rozdział z głowy, więc ogłaszam wszem i wobec, że idę spać. Dobranoc misie! :* ♥♥♥♥♥

xoxo,
Lost in dreams